Nie dajmy się jesiennej chandrze

Powolutku wraz z mgłami, babim latem i deszczową pogodą pojawiła się jesień.

Pomalowała las i ogrody wieloma kolorami, ciepłymi brązami, rudościami, czerwienią przemieszaną z odcieniami zieleni… pięknie. Przez gałęzie drzew przebijają się promyki słońca, a w opadłych liściach kryją się czapeczki grzybów.

Las, ogród przyroda i zwierzęta wyciszają swoją aktywność. Przygotowują  się do zasłużonego odpoczynku, a ten nadejdzie wraz z chłodem zimy. I tak od lat.

I tylko my, Ludzie, niestety nie zwalniamy. Codzienne poranki są coraz trudniejsze. Ogarnia nas melancholia, my jakby smutniejsi, zamyśleni. Wstajemy do codziennych zmagań, jednak bez tej radości, którą dawała nam aura wiosenna czy letnia.

Jesień sprzyja chorobie XX w. – depresji. I gdy lat temu wiele, uważano ją za chorobę arystokracji, artystów czy wręcz ludzi bez obowiązków, znudzonych, tak teraz jest to dolegliwość coraz większej grupy ludzi. Niestety, dotyka także coraz młodszych członków naszej społeczności.

Poczucie obniżenia nastroju odczuwa każdy z nas. Ale nie każdy melancholijnie nastawiony do życia człowiek otrzyma diagnozę, od lekarza specjalisty.

Depresja jest chorobą (nie fanaberią rozpieszczonego człowieka), o podłożu psychicznym. Uwarunkowana genetycznie i psychologicznie. A także społecznie. Jej objawy są zwykle dyskretne. Objawia się: obniżeniem nastroju (powyżej 2 tygodni, lekkie wahania nastroju mamy wszyscy), brakiem energii i anhedomią. Anhedomia to brak możliwości odczuwania przyjemności. Każdy chce być szczęśliwy, odczuwać radość, człowiek z depresją nie potrafi. „Nic mnie nie cieszy” – zdanie które niestety chory człowiek powtarza zbyt często.

Do depresji, doprowadzić mogą różne czynniki. Wspomniane geny, samotność, odrzucenie, traumatyczne przeżycia, śmierć bliskiej osoby, choroba, alkoholizm, ubóstwo itp. A obecnie nowy czynnik: przemoc rówieśnicza lub „cyberprzemoc”, czy brak akceptacji w świecie „socjal mediów”. Te ostatnie szczególnie mocno wpływają na osoby młode, niedojrzałe społecznie i emocjonalnie.

Jeżeli osoba w depresji, jest skryta i wycofana, odczuwa dyskomfort gdy musi prosić o pomoc, niestety choroba z fazy początkowej może ulec zaostrzeniu. W drugim etapie choroby u chorego następuje brak apetytu lub nadmierne łaknienie, kłopoty ze spaniem, niska samoocena, pesymizm, stany lękowe, płaczliwość, drażliwość, zaburzenia koncentracji, poczucie bezwartościowości, stany katatoniczne, oraz stopniowa izolacja społeczna. Często nawet nasi najbliżsi nie dostrzegają niepokojących sygnałów, które chory również wypiera. Sprzyja temu nasz styl życia, i jego szybkie tempo. Ciągły brak czasu, brak kontaktów w rodzinach. Często, gdy orientujemy się o skali problemu jest już tak duże spustoszenie poczynione przez chorobę, że leczenie trwa bardzo długo. W leczeniu depresji pomagają specjaliści i lekarze psychiatrzy, a także farmakologia. Własnymi metodami niestety nie da się wyleczyć. Można jedynie wspomóc własną „diagnozę ”robiąc pomiar „ skalą depresji Becka”. Jest to prosty test, do znalezienia w internecie, który pozwoli dostrzec zagrożenie. Ale tylko wskaże na konieczność kontroli u lekarza. Jak każdą chorobę depresję powinien diagnozować i leczyć lekarz specjalista. Zaniedbana choroba, zlekceważona i zbyt późno zaopatrzona prowadzi do wielu tragedii. Statystyki są przerażające, a problem narasta jeżeli chodzi o dzieci i młodzież. Różne doniesienia wskazują, że problem ten dotyka już osoby mające zaledwie kilka lat. 

Zastanawiam się co można zrobić, by uniknąć choroby. Zapewne to, co w każdym innym wypadku… zapobiegać . Znaleźć hobby, czas na rozmowę z bliskimi, spacer, dobrą książkę i przyjaciół. Ci bywają bezcenni. Wyczują zły humor, wysłuchają, wręcz wyciągną z domu gdy próbujemy się w nim „ okopać”. Mieć czas dla bliskich a szczególnie dla dzieci. I zdobyć ich zaufanie, by w razie kłopotów chciały i mogły się do nas zwrócić. Nie lekceważmy sportu, albo też ruchu na świeżym powietrzu. Nawet skopanie ogródka, gdy chandra się zbliża, ma cudowne terapeutyczne znaczenie. Gdy środki zawiodą, leczmy depresję. Zaklinanie rzeczywistości, udawanie że wszystko jest w porządku przysporzy tylko więcej cierpienia nam i naszym bliskim.

Nie dajmy się jesiennej chandrze……………

Spragniona uśmiechu na granicy grzechu

Łza samotna spływa w rozpaczy bezdechu

Co być mogło nie może się zmienić

Gdy w duszy gra, najciemniejszy z cieni.

Ciasna wyobraźnia, mojej świadomości

Choć co dzień chcę wyrwać się z mroku ciemności.

Ciało udręczone, jak na deszczu trawa

Budzę się i myślę, znowu nocy zjawa.

Chcę strząsnąć strach nocy i lęki dnia tego

Rozglądając się szukam wyciągniętej dłoni

I dobrego serca, co mroki przegoni.

Tekst i zdjęcia: Monika Marszałek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *